Na jeden dzien zajechalismy do miasteczka uniwersyteckiego Princeton. Wyjazd byl bardzo udany. Znalezlismy tam couchsurfowego gospodarza-jak sie okazalo doktorantke, zajmujaca sie niwelowaniem strat energii podczas kontrolowanej reakcji fuzji jadrowej ;-) mowila ze to praca glownie teoretyczna, raczej na modelach i teoriach z ktorych wynika ze czastki emitowane przez reagujaca plazme bylyby istotna strata energii i powodowaly spontaniczne zatrzymanie reakcji. Niemniej jednak temat super ekscytujacy ;)
Samo miasteczko bylo tez fajne. Kampus uniwersytecki byl ladny, zadbany i udajacy stary. W rzeczywistosci mial ok. 250 lat (zalozyli go w 1742), choc wiekszasc budynkow pochodzila z XIX i XX wieku. Miedzy innymi ogromna neogotycka katedra, z wiezami, sklepieniami i witrazami. Wszystko byloby z nia w porzadku, to znaczy dalibysmy sie nabrac ze jest sredniowieczna, gdyby nie to ze byla zrobiona z... betonu ;-) no i ze byla w Ameryce.
Dookola uniwersytetu rozciagaly sie uliczki domkow, w wiekszosci nalezace do pracownikow uniwersytetu. Dla doktorantow zrobione bylo specjalne osiedle, skladajace sie z szeregu drewnianych domkow. W jednym z nich mieszkala Kate, nasza gospodyni, w innym jej chlopak Dan, robiacy doktorat z architektury. Kazde mieszkanie na tym osiedlu zawieralo 3 nieduze pokoje, kuchnie i lazienke oraz maly ganek - standard idealny dla ludzi w wieku 25- 30 lat.
Wizyta w Princeton byla ciekawa, kampus uniwersytecki ladny a miasteczko przytulne. Jednak najciekawsza czescia okazalo sie poznanie Kate. Poza tym ze zajmowala sie fuzja jadrowa i ogolnie byla bystra, byla swietnym rozmowca dlatego ze pochodzila z Libanu. Opowiadala nam troche o sytuacji na bliskim wschodzie i o tym jak sie zyje w Libanie i w Arabii Saudyjskiej. Wszystko to bylo bardzo ciekawe. Tydzien pozniej spotkalismy sie z nia w Nowym Jorku i zwiedzalismy razem Wilamsburg, co rowniez milo wspominamy.
niedziela, 10 kwietnia 2011
3.04 Princeton
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz