Wybralismy sie do czegos pomiedzy zoo a cyrkiem. http://www.miamiseaquarium.com/
Bylo super, poza tym, ze Maniuch dostal chyba udaru slonecznego bo mial goraczke i ledwo sie trzymal na nogach. Maniuchowi przeszlo, wiec zamiast o tym moge napisac o samamym seaquarium (w tlumaczeniu byloby to morze-akwarium).
Z jednej strony bylo jak w zoo -mozna bylo sobie patrzec na zwierzaki, z drugiej strony byly organizowane tzw show z udzialem tresowanych zwierzat. Poszlismy na wszystkie na jakie bylo mozna: z fokami i lwami morskimi, z delfinami i z orka. Poza tym do ogladania, ale juz statycznie, byly krokodyle (te byly super statyczne), zolwie morskie, manaty (potracone przez lodzie, dlatego byly w zoo), ryby i koralowce w czesci oceanaryjnej i papugi. Tyle opisu, a wrazenia? zwierzaki fajne, ale szoly super! zoabczylismy na wlasne oczy delfiny wywijajace koziolki w powietrzu, plywajace na plecach, machajace do publicznosci pletwami i wydajace na komende delfinie dzwieki. Jednak najlepsze bylo jak podobne powietrzne akrobacje zrobila... ogromna orka!
Bardzo nam sie tez podobalo to, ze do wszystkich nie-niebezpiecznych zwierzat mozna bylo podejsc naprawde blisko. mozna bylo na przyklad poglaskac flondre!
Ogolnie nasze amerykanskie wycieczki uplywaja pod haslem: "poczuj sie jak w filmie - zobacz na zywa to co do tej pory widziales tylko na ekranie". Wizyta w seaquarium kontynuowala ten trend
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz