środa, 26 stycznia 2011

26.01 Dookola Parku Everglades - bardziej turystyczne miejsca

Podczas naszej wczorajszej super wyprawy przyrodniczej poznalismy starsze malzenstwo z Massachusetts. Mieszkaja w tym samym hostelu co my i sa tu na wakacjach - chronia sie przed zimnem :) Okazali sie byc bardzo mili i chetnie z nami gadali, a do tego chcieli nastepnego dnia pojechac na dalsze zwiedzanie rzeczy, ktore i my chcielismy zobaczyc,wiec umowilismy sie z nimi na wspolna wyprawe.  Do tego mieli samochod, wiec w ogole udalo nam sie dobrze trafic.

Pojechalismy z nimi na farme aligatorow, ktora okazala sie byc czyms pomiedzy zoo a cyrkiem (znowu). Tym razem zalapalismy sie na show z aligatorem (na zdjeciu). Przejechalismy sie tez lodka napedzana poteznym, halasliwym wiatrakiem, straszaca ptaki i aligatory, ktore dzieki temu mozna zaobserwowac w ruchu. Sposob oczywiscie godny pogardy, ale turyscie sie ciesza :)
Widzielismy tez troche zolwi, ptakow, krokodyli, wezy. Z ciekawszych, ktorych do tej pory nie widzielismy napatoczyla sie pantera florydzka (gatunek ginacy) i ogromna anakonda.

Potem pojechalismy do jadlodajni, w ktorej mozna bylo sprobowac miesa z aligatora. Gospodarze tego dnia, ktorzy byli tacy mili, ze nas wszedzie wozili, postanowili postawic nam obiad... nie smielismy wiec zamawiac drogich aligatorow i zamiast tego wzielismy hamburgery, ktore tym razem byly tak duze, ze nas pokonaly (ja swojego nie zmiescilam, a maniuch zmiescil i do teraz czuje na zoladku...).

Nastepny przystanek - targ owocow. Wszyscy mowia, ze Floryda to najlepsze miejsce na jedzenie owocow, bo rosnie ich tutaj nieprzebrana roznorodnosc, wszystkie sa swieze i dobre. Wybralismy trzy najdziwniej wygladajace :) jeszcze nie probowalismy, bo mimo tego, ze obiad byl ponad 5 godzin temu, nadal czujemy sie pelni... Na targu mozna bylo tez sprobowac roznych rzeczy. Byly miedzy innymi miodow. Ale nie byle jakich! miody z kwiatow mandarynki, mango, limonki (ten mial smieszny smak)... ale najlepszy byl miod z cynamonu! Mozna go porownac tylko do miodu posypanego cynamonem, ale nie musze mowic, ze smakowal lepiej :)

Potem zatrzymalismy sie jeszcze w czyms w rodzaju schroniska dla dzikich zwierzat. byly tam zwierzeta uratowane lub oddane. To nie bylo jakies super interesujace - wygladalo jak male zoo. Widzielismy miedzy innymi papugi, malpki, tygrysy, wilki i inne zwierzaki z roznych stron.

Na koncu tego turystycznego dnia pojechalismy do kolejnej lokalnej atrakcji - Coral Castle (http://coralcastle.com/gallery/). Atrakcja w sumie taka sobie. Historia moze ciekawsza - caly ogrod zostal zaptojektowany i zbudowany przez jednego faceta, a znajduja sie w nim elementy wazace po kilka-kilkanascie ton. Struktura kamieni, z ktorych calosc byla wykonana jest dosc ciekawa, bo sa to skamieniale koralowce, ktore stopniowo sie wyplukuja. Jednak ciekawsze rzeczy widzielismy w Miami, w ogrodzie Vizcaya (23.01). Tamtejszy ogrod tez byl zrobiony z florydzkich wapieni, tyle ze tam mozna bylo faktycznie dostrzec np. w schodach, rozne rodzaje struktur i rozne zwierzece tkanki.

Teraz sobie odpoczywamy w hostelu i myslimy pozytywnie o ludziach z Massachusetts :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz