czwartek, 3 marca 2011

26.02 Los Angeles - meksykanskie miasto

Los Angeles jest OGROMNE. Mieszka w nim (jesli liczyc ciagnace sie w nieskaczonosc przedmiescia) ponad 15mln ludzi. Nie dziwota wiec, ze mozna znalezc rozne dzielnice, ktore bardzo sie od siebie roznia. Downtown, czyli centrum, jest meksykanskie. Praktycznie nie bylo tam bialych (co nas zaskoczylo, bo to jednak centrum biznesowe), bylo malo azjatow i malo czarnych. Na ulicach byl po prostu tlum Meksykanow. Co wiecej nie tylko ludzie, ale i sklepy i asortyment byly meksykanskie. Wrecz trudno bylo uslyszec angielski (prawie jak w Miami), menu w restauracjach bylo tylko po hiszpansku, reklamy po hiszpansku...
https://picasaweb.google.com/maaniuch/California#5580058180534684834
Najlepsze co widzielismy w sklepach to suknie urodzinowe. Na poczatku myslelismy, ze to moze jakies karnawalowe, albo kostiumy do filmow, ale cos za duzo tego spotykalismy. Suknie wygladaly jak szyte wedlug mody z XIX wieku - ogromne, kolorowe, z milionem zaszewek, falban i innych ozdob, ktorych nazw nie znam. Do tego nie byly (na ogol) tandetne - byly ladne i tak bardzo z przepychem jak to tylko mozliwe. Byly nawet bogatsze niz suknie slubne. Przy kolejnym sklepie pelnym tych sukien nie wytrzymalam i zapytalam sklepowa do czego oni ich uzywaja - i dostalam odpowiedz - do swietowania urodzin! Robia sobie takie cos w rodzaju imprezy jak na wesele, z glowna postacia w szykownej wielkiej sukni na urodziny, np. 16, 18, 25... ale byly tez wersje mini, dla dzieci, wiec wyprawiaja tak tez 5, 7, 10 urodziny...
Poza ludzmi i ich zwyczajami obserwowalismy samo miasto. Jest bardzo ciekawie zorganizowane - jest podzielone na dystrykty - osobna okolica z ciuchami (fashion district) gdzie znajduje sie ogromna ilosc sklepow czy raczej straganow z ciuchami i nie ma nic innego (poza tlumami meksykanow). Obok jest dystrykt z kwiatami i sa tam tylko kwiaty, obok z zabawkami itd. Dzieki temu ludzie, ktorzy chca kupic ciuchy, a nie kwiaty nie musza przechodzic obok sklepow z kwiatami i robic sztucznego tlumu! Czy to nie genialne?
Stragany z ciuchami zasluguja jeszcze na dwie uwagi: 1. wygladaly jak u nas jak stragany na targowisku - nie byly to bynajmniej butiki, tylko wlasnie takie zawalone ciuchami stragany. Mimo to sprzedawane byly tam markowe ciuchy a nie jakies chinskie badziewie. Druga uwaga jest taka, ze spodnie byly eksponowane na manekinach obcietych w pasie i ... uwaga - ustawionych tylem! tak, ze przechodzien widzial rzad manekinowych posladkow, z posrod ktorch mogl sobie wybrac cos na wlasna pupe :) bardzo mnie to rozbawilo.https://picasaweb.google.com/maaniuch/California#5580058675205890898

Poza organizacja miasta w dystrykty wg branzy sklepow byla tez organizacja wg etnicznego pochodzenia mieszkancow. Mijalismy wiec nie tylko Chinatown, ale tez Male Tokio, Mala Etiopie, Mala Tajlandie, Mala Armenie itd :)

Mielismy tez okazje zobaczyc kilka calkiem ladnych zabytkow architektonicznych. Najstarsze byly z czasow osadnictwa hiszpanskiego i te nie byly zbyt ladne ale byly tez fajne XIX wieczne drapacze chmur z pieknymi zdobieniami. Najlepszy (i najslynniejszy) jest Bradbury  (http://en.wikipedia.org/wiki/Bradbury_Building) ze starymi schodami i windami https://picasaweb.google.com/maaniuch/California#5580057768984478290, ktory ku naszemu zdziwieniu zostal uzyty jako scenografia w Blade Runnerze (Lowcy Androidow). Budynki byly fajne i widac bylo, ze nie sa takie nowe jak w Miami wiec zadumalismy sie nad brakiem wojen niszczacych amerykanskie miasta i podziwialismy jak to sie kiedys ludziom chcialo :). Chyba tyle na dzis :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz