Rano sie zebralismy i pojechalismy oddac samochod. Krotka konwersacja z wiecznie usmiechnietym amerykanskim sprzedawca przyniosla informacje, ze park z gipsowym piaskiem ktory zwiedzilismy poprzedniego dnia zostal zalozony przez milionera, ktory przyjechal z innego stanu jako czlowiek ubogi, pracowal ciezko i kiedy juz sie dorobil i zostal milionerem oddal hrabstwu ten teren pod warunkiem, ze zalozy tam park chroniacy krajobraz. Nasz sprzedawca zeznal, ze jest wnukiem tegoz milionera i to wlasnie od niego dostal pieniadze na biznes, ktory od 20 z gora lat prowadzi :) Prawda, ze amerykanskia historia? :):)
Oddawszy samochod udalismy sie za pomoca autobusu na stacje Grayhounda (amerykanski PKS) azeby odjechac w kierunku naszego nastepnego przystanku - Orlando.
W Orlando mielismy nagranego gospodarza z couch surfingu. Bylismy umowieni, ze zadzwonimy i poda nam dokladny adres. Zadzwonilismy i faktycznie podal po czym zapytal kiedy bedziemy. okazalo sie, ze tego dnia pracuje do poznej nocy wiec nie bedzie mogl nas wpuscic... Zaproponowalismy, ze w takim razie jedna noc przenocujemy w hostelu i przyjedziemy nazajutrz. A on na to, ze chyba bedzie wygodniej jesli zostawi nam otwarte tylne drzwi - to sobie wejdziemy. Zamurowalo nas troche, ale John zdecydowanie oferowal to rozwiazanie wiec sie zgodzilismy. Wieczorem zajechalismy we wskazane miejsce, wg adresu zlokalizowalismy dom i faktycznie tylne drzwi byly otwarte, wiec weszlismy. Czulismy sie troche oniesmieleni ogromem goscinnosci z jaka sie spotkalismy wiec nie bardzo wiedzielismy co ze soba zrobic w tym pustym domu... Godzina jednak robila sie pozna wiec zdecydowalismy sie zajac jeden z pokojow goscinnych i ulozyc do snu. W miedzy czasie udalo nam sie dodzwonic do naszego zaocznego gospodarza, ktory zaaprobowal powziete przez nas kroki :)
Rano wstalismy wczesniej od niego ale zdecydowalismy sie zaczekac az wstanie, chocby po to ,zeby podziekowac i sie przywitac. Tymczasem John, jak juz sie obudzil, zapytal tylko co mamy zamiar robic. Powiedzielismy, ze chcemy jechac do Disney Worldu. A on na to: aha, to narysuje wam mapke. macie samochod?
-nie mamy
-to wezcie moj. tu sa kluczyki.
-....???!!!
-co? umiecie prowadzic?
-no... tak, ale ... nie jestes dla nas za dobry?
-no problem!
I tak, po 15 minutach znajomosci stalismy sie nie tylko mieszkancami domu tego dobrego czlowieka,ale tez dyspozytorami jego ogromnego (czyli normalnego jak na amerykanskie standardy) samochodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz