piątek, 25 lutego 2011

21-23.02 Najdluzsza podroz naszego zycia

Przejazd pociagiem z Nowego Orleanu do Los Angeles trwal 46 godzin. Mimo to znieslismy go lepiej niz 14 godzinna podroz samolotem. Pociag byl bowiem luksusowy - przede wszystkim byl caly bardzo duzy, siedzenia byly wieksze, bylo wiecej miejsca na nogi a poza tym byl wagon obserwacyjny z wiekszymi oknami i siedzeniami ustawionymi na wprost okien (tak, ze szyi nie trzeba krzywic) i stolikami przeznaczonymi np. do gry w karty. Poza tym byly czyste kibelki zaopatrzone w mydlo i papier oraz reczniki i stolik do przewijania niemowlat. Wagon restauracyjny i mini sklepik, ktore nie mialy wcale tak zwariowanych cen jak sie spodziewalismy. Nawet gniazdka byly przy siedzeniach tak ze nie musielismy sie martwic o rozladowanie naszego okna na swiat - smartphona. Tyle ze przez wiekszosc trasy nie bylo zasiegu sieci :) Jedyna rzecz ktora nam doskwierala to klimatyzacja buchajaca prosto na nas i utrzymujaca w pociagu temperature okolo 17 stopni. W dzien jeszcze do zniesienia, ale spac przy tym bez przykrycia trudno, a (przez wlasna glupote, ktora sobie cala droge wypominalam) jedynym przykryciem jakim dysponowalismy byla moja flanelowa koszula. Mozna bylo kupic koc za 15$ co kazalo nam przypuszczac, ze specjalnie tak ta klimatyzacje nastawiaja. Takze niezle wymarzlismy i mimo dlugiej podrozy i masy miejsca do spania wysiedlismy bardzo niewyspani...
Pociag jechal niezbyt szybko przez wiekszosc czasu i mial kilka dluzszych postojow po drodze. Razem przejechalismy ok. 3500km. Pierwszego dnia jechalismy przez Louisiane i wieczorem wjechalismy do Teksasu, do jego bagiennej czesci, wiec krajobrazy byly podobne do tych, ktore juz widzielismy w trakcie naszych wczesniejszych wypraw. Drugiego dnia za to jechalismy przez Teksas wlasciwy, czyli Prawdziwa Prerie, taka jak w westernach. Maniuch co chwila sie zamyslal :) Widoki byly piekne i bardzo inne od wszystkiego co widzielismy wczesniej. Ciagnace sie bezkresne piachy pokryte kaktusami i wysuszonymi krzaczkami i majaczace w oddali a czasem zupelnie blisko plaskie westernowe wzgorza skalnialy do zadumy. Jechalismy przez teksas okolo doby. Po drodze minelismy zaledwie kilka miasteczek a poza tym pustkowia i nieuzytki. To bylo naprawde cos, czego w europie sie nie uswiadczy - setki kilometrow bez zywej duszy. Inna rzecz sama roslinnosc i kolor ziemi, zupelnie obce europejskim obserwatorom. Niestety najlepsze widoki, czyli jazda przez Kordyliery miala miejsce w nocy, wiec nic nie bylo widac.

W pociagu panowala bardzo przyjacielska atmosfera i udalo mi sie pogadac z kilkoma ludzmi. Podrozowali ludzie wszystkich chyba klas spolecznych i kolorow. Tu pierwszy raz spotkalam (maniuch w tym czasie spal a raczej kostnial) Amerykanina prawdziwie jak z obrazka. Byl to starszy pan, na emeryturze, ktory swiata poza USA nie widzial (doslownie i w przenosni). Wychwal mi zalety tego kraju, powtarzal filmowe slogany o wolnosci i amerykanskim dobrobycie i najlepszosci zupelnie na powaznie. Opowiadal mi miedzy innymi jak wspaniali Amerykanscy lekarze go wyleczyli i jak wszystkich lecza, bo sa najlepsi i tutejsza sluzba zdrowia jest na najwyzszym poziomie, a poza tym nikogo nie oddtraca, tylko wszystkich rowno traktuje. Czy ktos jest biedny, czy bogaty - dostanie taka sama pomoc i to najlepsza pomoc! Poza proamerykanska trescia, byla tez amerykanska wszystko-upraszczajaca forma. Sluchalo sie z przyjemnoscia :) Twierdzenie, ktore mi sie chyba najbardziej podobalo brzmialo mniej wiecej tak: Europa? Nigdy nie chcialem tam jechac. Podrozuje duzo, ale do Europy? A co tam moze byc takiego skoro juz 500 lat temu ludzie stamtad chcieli wyjechac tutaj?" :)
Byl tez ortodoksyjny (chyba)Zyd z dluga broda charakterystycznie wygolona w czesci gornej twarzy i zapuszcznona z dolu rzuchwy i jego zona w tradycyjnym czepku i tradycyjnej wszystkozaslaniajacej sukience oraz ich dzieci. Pisze "chyba zyd", bo mimo tych cech i tego, ze byli w Polsce po drodze do Izraela, w celu odwiedzenia zydowskiego getta i obozu w Majdanku, nie nosil jarmulki ani niczego na glowie.
Byl uliczny grajek, ktory z rodzinnego miasteczka w stanie Waszyngton wyjechal grac do Nowego Orleanu i zostawil dom pod opieka swoich mlodszych braci (w wieku 21 i 25 lat) i teraz wlasnie wracal (5-dniowa podroz), zeby tych braci osobiscie doprowadzic do porzadku i przypomniec im, ze placenie podatku od ziemi i rat kredytu hipotecznego to wazna sprawa :)
Podroz sie skonczyla i zaczelo sie zwiedzanie Kalifornii i juz zalujemy, ze reszte dlugich tras zrobimy samolotami :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz